Meksykanin zawsze "arreglado"
Muszę
stwierdzić, że podczas moich meksykańskich podbojów telewizyjnych, bardzo dużo
się uczę. I nie chodzi mi tylko o ekspresyjne wyrażanie emocji jak to perfekcyjnie
potrafią robić gwiazdy telenowel; sztuki czekania (bycie statystą uczy
cierpliwości); czy siedzenia w tle rozgrywanej akcji, np. w barze czy
restauracji, ruszając wymownie ustami, udając rozmowę i zainteresowanie
przydzielonym partnerem.
Dzisiaj
chciałabym podzielić się pewnym ciekawym pojęciem, które w Meksyku funkcjonuje
zupełnie naturalnie, mi zaś za każdym razem sprawia nie lada problem. Jest to
stwierdzenie „arreglado“.
Meksykanie,
choć często nasze wyobrażenie jest inne (niczym nieuzasadnione) są narodem
niezwykle dbającym o czystość, schludność i higienę. Nawet w przepełnionym
metrze, metrobusie czy colectivo (autobus/busik) rzadko kiedy poczujemy
nieprzyjemne zapachy. To co dzieje się w Polsce latem, zimą, wiosną czy
jesienią w komunikacji miejskiej, tutaj po prostu nie istnieje! Do tej pory nie
mogę uwierzyć jak to jest możliwe, ale faktycznie ludzie nie śmierdzą!
Meksykanie
myją się nawet dwa razy dziennie, używają dezodorantów i kosmetyków, niezykle
dbają o wizerunek i schludność, mają zawsze czyste ubrania, wyprasowane
koszule, spodnie w kant i przede wszystkim wypucowane, lśniące na kilometr
buty. Na każdym rogu (mówię o Mexico City) można spotkać stoiska „pucybutów“,
którzy za 30 pesos (7zł) wyczyszczą i pięknie wypolerują klientowi pantofle. W
tym czasie ów pan biznesmen przeczyta gazetę, odpowie na maile, lub wykona
ważny telefon. Pucybuci znajdują się głównie przy wieżowcach i biurowcach,
gdzie zawsze mają ręce pełne roboty. Ta usługa wciąż cieszy się jak największą
popularnością i jak wiele innych usług w Meksyku daje zarobić wielkiej rzeszy
obuwniczych specjalistów.
Ale
wracając do mojego terminu „arreglado“, oznacza to tyle co „schludny“ czy
„ułożony“. Gdy dzwonią do mnie, żeby przyjść do telenoweli czy innej
reklamówki, bardzo często mówią, żeby przyjść już „arreglada“. Na początku nie
byłam pewna co to ma niby znaczyć. Jednak bardzo szybko musiałam się nauczyć,
czym dla Meksykanów jest pojęcie „schludności“ (bo uwaga! Nie tym samym co dla
nas!). Oznacza to, że po pierwsze trzeba przyjść już w pełnym makijażu (co
niektóre Mekykanki traktują bardzo poważnie); ubrania muszą być wyprasowane,
buty czyste, itd. Niby wszystko ok, ale jest jedna pułapka, włosy... „Pelo
arreglado“, czyli „ułożone włosy“ to koncept z którym nie jestem się w
stanie pogodzić. Meksykanie z pewnością biją wszelkie rekordy w użyciu
żelów, spray’ów i wszelkich lakierów do włosów. Twarda, zaczesana do tyłu
skorupa z włosów to nieodłączny wizerunek wszystkich urzędników,
pracowników, i białych kołnierzyków. Dotyczy to zarówno mężczyzn jak i kobiet.
Żaden włosek nie może wystawać, wszystko zaczesane lub spięte z tyłu grubą
frotką (!) lub inną spinką, pięknie ulizane i „ułożone“. Nie wiem czy można to
nazwać kanonem piękna, ale z pewnością konceptem schludności, inaczej do
pracy czy na spotkanie przyjść nie wypada. Ciekawy w tym wszystkim jest fakt,
że zasada „ułożonych włosów“ dotyczy absolutnie wszystkich grup społecznych, od
najniższych rangą pracowników, po profesorów uniwersyteckich, prezesów banków,
polityków, aktorów itd. Można tym samym ironicznie stwierdzić, iż żel we
włosach jest jednym z niewielu atrybutów, który jednoczy wszystkich
Meksykanów i jest ich znakiem rozpoznawczym. Taka o! demokracja w żelu.
Niestety
nie umiem poddać się „żelowemu rygorowi“ i zawsze mam problem z moimi
„nieułożonymi“ włosami. Aby uniknąć czających się na mnie fryzjerek
z planu (czasem mnie dopadną) staram się prostować włosy lub robić różnego
rodzaju upięcia (nieład artystyczny, kok na czubku głowy i tym podobne,
ABSOLUTNIE nie wchodzą w grę!), aby nie podpaść produkcji. Ewentualnie tzw.
„mokra włoszka“ też przejdzie, ale to zdecydowanie po mojej śmierci, albo za
jakąś dobrą kasę. Tradycyjne telenowele nie lubią innowacyjności i niepodporządkowania
mocno utrwalonej wizji społeczeństwa. Porządek musi być. Jak nie na planie to
przynajmniej na głowie.
Ja stewardessa i moje "ułożone włosy" |
Punkt do robienia zdjęć na uniwerku. I cały ekwipunek, aby na zdjęciu wyjść schludnie |
Panowie pucybuci pracują o każdej porze |
Żelowy rygor! A to ci dopiero! A te szczotki na uczelni to niby do powszechnego użytku? Super ciekawy wpis!
OdpowiedzUsuńSzczotki są dla każdego! :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń