Milion lajków dla Marqueza
To nie był pogrzeb jak każdy inny, bo nie co dzień odchodzi jeden z
najważniejszych pisarzy Ameryki Łacińskiej. Nawet Carlos Fuentes nie budził
takich emocji i inspiracji co Gabriel García Márquez. Z Meksykiem, w którym
mieszkał od ponad 50 lat, był mocno związany, a Meksyk kochał go jak ‘swojego’.
Tu odprawione zostały pierwsze uroczystości i tu też zostanie część jego
prochów (druga połowa już leci do Kolumbii).
Wczoraj odbył się pogrzeb w Palacio de Bellas Artes, jednym z najbardziej
prestiżowych miejsc w Mexico D.F. Przez wiele godzin przybywali ludzie,
składali kwiaty, żółte kwiaty, oddawali hołd. Były przemówienia, podziękowania,
wspomnienia. Byli prezydenci Meksyku i Kolumbii, był i wieniec od Fidela i
Raula Castro - ‘Serdecznemu przyjacielowi’. Na koniec były motyle, oczywiście
żółte. Setki tysięcy wystrzelonych w powietrze motyli z papieru, które wirowały
nad Bellas Artes i zmieniły na kilka chwil stolicę Meksyku w Macondo. Piękna
uroczystość i piękne pożegnanie z Meksykiem.
Moim pierwszym wrażeniem w momencie otrzymania wiadomości o śmierci
Marqueza, był szok. I nie szok, że zmarł, był już od dawna chory, media trąbiły
o jego wizytach w szpitalu, itd. Szok dotyczył szybkości przekazu i
rozprzestrzenienia się informacji oraz mocy portali społecznościowych. Z
ogromną ciekawością śledziłam post ‘La Jornada’ (jedna z większych gazet w
Meksyku), który chyba jako pierwszy podał informację.
O 15:04 pojawia się pierwszy post.
O 15:09 jest 1890 lajków, 174 komentarze i 1635 udostępnień. Należy
dodać, że mamy Wielki Czwartek i większość ludzi wyjechało na wakacje, więc nie
siedzi w pracy i na Facebook-u w tym czasie.
O 15:15 jest 5287 lajków, 521 komentarzy i 5619 udostępnień.
O 15:23 jest 7674 lajków, 749 komentarzy i 8948 udostępnień.
Na tym poprzestałam, bo przekaz jest chyba jasny. Nigdy w życiu nie
śledziłam z takim zainteresowaniem i nie zwracałam uwagi na szybkość
rozchodzenia się informacji. W ciągu kilku minut wiadomość obeszła pewnie cały świat.
Wiadomo, z każdym dniem żyjemy coraz szybciej i musimy nadążyć za coraz to
większą ilością informacji. Kto pierwszy ten lepszy. Szczególnie w internecie,
gdzie sensacyjna informacja jest na wagę złota (czy lajków) i tu liczy się
czas. Najważniejsze są pierwsze minuty i wiadomość o śmierci, potem można
dopisywać artykuły, posty, wyszukać więcej i więcej i powoli zalewać kolejnymi
wpisami. Koniec końców, masz przed sobą 10 tysięcy artykułów, każdy o tym
samym, różniących się jedynie tytułami i zdjęciami. Muszą powstać szybko, więc
tyle też są warte. W tym szaleństwie komunikatów, gdzie wszyscy się powtarzają
i przytaczają te same cytaty, masz dość. Do tego dochodzą wszyscy znajomi z
Fejsbuka, którzy wrzucają kolejne cytaty, z książek, których nie czytali i być
może nie przeczytają, o ideach, których nie rozumieją. Narasta schizofrenia
informacji, linki do artykułów, których nikt nie czyta, filmików, których nikt
nie ogląda, ale muszą Być, bo wyrażają ‘moje’ odczucia. Potem pojawiają się
kolejni, którzy na przekór piszą ‘Nigdy nie czytałem Marqueza. Deal with it.’,
chcą być ‘oryginalni’ czy śmieszni, ale wchodzą w ten sam nurt powtarzalności i
szaleństwa. Wszystko to gra, a gra ma jedną zasadę, ile zdobędę lajków i jak
daleko dojdzie mój post (bo nawet nie przekaz).
Gdy śmierć Marqueza obeszła już świat i wszystko zostało napisane,
przyszedł czas na pogrzeb. Jednak pogrzeb nie są już tak chodny jak śmierć. Nic
niezwykłego się nie wydarzyło, wszystkim już dawno opadły emocje i lajki. Teraz
pałeczkę przejmuje kto inny – wydawcy, którzy zacierają ręce, bo przecież nic
nie sprzedaje się tak wybornie jak książki dopiero co ogłoszonego noblisty lub
zmarłego pisarza. W tym przypadku istna gratka.
Koło dalej się toczy, a ja wciąż czekam na mądry i wartościowy artykuł,
napisany przez inteligentnego człowieka, który zaprzeczy wszystkiemu, co tu
napisałam. Przysyłajcie jak znajdziecie.
Komentarze
Prześlij komentarz