Źle się dzieje w państwie meksykańskim cz. 3 i póki co ostatnia
Minęło
sporo czasu, ale chcę już zamknąć ten temat. W zasadzie patrząc co się dzieje
teraz w mediach, na ulicy, w rozmowach, widać, że wszystko też wróciło do
normy.
No
właśnie, niestety normą w Meksyku jest to, że tak szybko jak coś powstaje,
jeszcze szybciej umiera. Meksykanie, jak pisał Bartra i wielu innych
socjologów, czy myślicieli, są wciąż społeczeństwem bardzo młodym, można by
rzec nastolatkiem, wraz ze wszystkimi pięknymi i trudnymi dla tego wieku
cechami. Meksykanie działają bardzo emocjonalnie, szybko, bez głębszego
przemyślenia; są spontaniczni i często nieobliczalni. Widać to było podczas
manifestacji, które miały miejsce w
Mexico D.F. Setki tysięcy ludzi wychodziło na ulice (w pewnym momencie
praktycznie raz w tygodniu odbywały się marsze), aby pokazać solidarność
z rodzinami zaginionych studentów i protestować wobec nadużyć władzy.
Brałam udział w dwóch takich manifestacjach i muszę przyznać, że były momenty,
które poruszyły moje serce i dawały nadzieję na to, że TERAZ będzie zmiana.
WRESZCIE po tylu latach bezprawia, korupcji, społeczeństwo bierze sprawy w
swoje ręce, jednoczy się...no musi się w końcu coś zmienić! W powietrzu czuło
się nadzieję i entuzjazm, na twarzach widać było ból i smutek, ale idąc tak
razem, każdemu, nawet jeśli miało to być przez chwilę, przeszła przez głowę
myśl „czy to już?“.
Jedną
z najbardziej poruszających scen jakie miałam okazję zobaczyć. Mała grupka
znajomych, stanęli przy ulicy i po prostu śpiewali:
“Kto powiedział, że wszystko już
stracone, Przychodzę ofiarować moje serce,
Tyle krwi spłynęło z rzeką,
Przychodzę ofiarować moje serce,
Nie będzie tak łatwo, wiem, że tak
bywa, Nie będzie tak prosto jak myślałem (…)
Mówię o krajach i o nadziei, mówię
za życie i mówię za nic,
Mówię o zmianie tego, naszego domu,
Zmienić go, aby zmienić, nic więcej.
Kto powiedzieł, że wszystko już
stracone, Ja przychodzę ofiarować moje serce”.
Dziś
wszystko wróciło to smutnej meksykańskiej normy. Tak szybko jak wybuchło, tak
ucichło. Była burza, były protesty, były emocje, pozostało jedno pytanie: „I co
dalej?“.
Nikt
nie wie co dalej. Nikt nie ma pomysłu, co tak naprawdę trzeba zrobić, żeby w
kraju nastąpiły realne zmiany. Ponoć zmiany muszą się zaczynać od dołu, ale
jak?
Meksyk
jest krajem o niesłychanie silnych podziałach klasowych, ekonomicznych i
rasowych. Nie ma jednego silnego, zjednoczonego Meksyku. Nie ma, bo nigdy nie
było i chyba nigdy nie będzie. Meksyk jest krajem, w którym demokracja jest
demokracją wybranych, a kapitalizm jest kapitalizmem kolegów, znajomych, kilku
ludzi, którzy trzymają za gardło cały kraj, robią własne interesy i podejmują
najważniejsze decyzje. Meksyk jest krajem, w którym nie ma realnej konkurencji,
gdzie przywileje górują nad prawami rynku, a gospodarka jest zupełnie
nieefentywna. Meksyk jest krajem, w którym nie da się wprowadzić realnych
reform, bo najważniejsze jest utrzymanie monopoliów i interesów meksykańskich
oligarchów, którzy dofinansowują inicjatywy rządu. Meksyk jest krajem, w którym
mieszka najbogatszy człowiek świata, deputowani (500) zarabiają prawie 40 tys.
zł miesięcznie, senatorowie (128) prawie 100 tys. zł miesięcznie; a 45,5% obywateli (53,3 mln osób!) żyje w biedzie zarabiając
ok. 250 zł miesięcznie i 11,5% w ekstremalnej biedzie (160 zł miesięcznie).
Należy może jeszcze dodać, że koszty życia są bardzo porównywalne do Polski
(konkretniej do Warszawy).
Nie
chodzi mi o to, żeby zabierać bogatym i dawać biednym, ale przede wszystkim o
proporcje i rolę polityków. W Meksyku do polityki idzie się, żeby zarobić. W
Meksyku Prezydent jest milionerem.
Jednym
z największych problemów Meksyku i zarazem powodem braku reakcji ze strony
społeczeństwa jest edukacja. Poziom nauczania jest tragiczny. Szkoła tworzy
obywateli apatycznych, którzy są wyszkoleni, aby być posłuszni, uczyć się na
pamięć, powtarzać i akceptować, ale broń boże nie kwestionować, nie działać.
Dzieci zapamiętują historie bohaterów narodowych, ale nie uczą się co znaczy
być dobrymi obywatelami. Edukacja skonstruowana jest na mitach i „produkcji“ tożsamości
narodowej, dumy, jednak nikt nie wie, co to w ogóle znaczy. 43% populacji
powyżej 15 roku życia nie ma skończonego liceum; tylko 8,5% ma studia wyższe,
z czego jedynie 3% populacji indiańskiej dochodzi do pierwszego roku
studiów. 7,5 mln Meksykanów nie umie czytać ani pisać.
Meksyk
jest krajem bardzo bogatym, w surowce, w ropę naftową, ma prawie wszystkie
klimaty świata, ma potencjał i wielkie zasoby ludności. Meksyk jest krajem
bogatym w kulturę, języki, jest rajem antropologicznym. Meksyk jest krajem biednym,
nieudolnym, zacofanym. „Meksyk żyje porażką“, jak pisze Denise Dresser
(politolog, ekonomistka, aktywistka). Meksyk od dziesiątek lat żyje snem, tym
czym mógłby być, a nigdy nie był i nigdy się nie stał, straconym potencjałem i
brakiem prespektyw na zmianę. Meksyk nie chce się zmieniać, nie chce edukować
swojego społeczeństwa, ani wprowadzić porządku (cokolwiek by to miało znaczyć).
Meksyk jest wymysłem paru inteligentnych i wpływowych ludzi, który pogrążony w
chaosie przynosi zyski tam gdzie ma przynosić i pełni rolę taką jaką ma pełnić.
Meksyk jest gorszą wersją „House of Cards“, bo w Meksyku nie ma nawet pozorów,
że coś się robi dla społeczeństwa. W Meksyku bezkarność jest normalnością. W
Meksyku rzeczywistość przerasta fikcję (En
México la realidad supera la ficción).
Możemy
chodzić na manifestacje, możemy krzyczeć, możemy śpiewać, możemy mieć wzloty
nadziei i chęci do zmian; ale Meksyk się nie zmieni. Nie ma tego w planach, ani
na dziś, ani na jutro, ani na najbliższy czas.
"Zabrali ich żywych, mają wrócić żywi" |
Komentarze
Prześlij komentarz