Europejska celowość kontra meksykańskie ‘go with the flow’
Nie mogę pisać samych złych rzeczy, więc do czasu kolejnej tragedii
(niestety właśnie się dzieje: www.bbc.com/news/world-latin-america-33753065),
zmieniam temat i postanawiam spisać wszystkie tematy, które mam gdzieś
zanotowane, a nigdy o nich nie mówiłam.
Otóż wiele razy zdarza się nam,
obcokrajowcom, Europejczykom, Polakom, iż zostajemy doprowadzani do białej
gorączki, kiedy to planujemy jakieś wyjście, nie mówiąc już o wyjeździe z
naszymi meksykańskimi znajomymi. No właśnie, słowo „planujemy” wydaje się być
słowem nieistniejącym w języku hiszpańskim (meksykańskim), a już na pewno ma
ono inne znaczenie niż to, do którego przywykliśmy.
10 lat temu miało miejsce moje pierwsze zetknięcie z Meksykiem. Mieszkałam
wówczas w Ciudad del Carmen (Campeche). Pamiętam doskonale 2 sytuacje, których
nie mogłam wtedy pojąć, a które dziś doskonale rozumiem.
1. Pójście do kina, zamiast na film
Kolega zapytał się czy wybierzemy się grupą do kina. „Jasne! Co teraz
grają?” – spytałam. „To nieistotne, widzimy się o 18 i zobaczymy”. Ale jak to?!
Dlaczego nie możemy sprawdzić repertuaru? Dlaczego nie możemy zdecydować co
chcemy zobaczyć? A jeśli nie będzie nic fajnego? Przecież to nic trudnego –
sprawdzić!
Ale dla moich meksykańskich znajomych nie było w tym nic dziwnego, nawet
nie rozumieli o co mi chodzi.
2. „Będę po ciebie o 20:00”
KAŻDY przez to przeszedł. Jak dziś o tym pomyślę, to śmiać mi się chce, ale przez wiele lat nie mogłam
zrozumieć i zaakceptować „luźnego” podejścia do czasu. 10 lat temu nie wiedziałam,
że „będę po ciebie o 20:00” oznacza mniej więcej tyle, co „w jakimś
nieokreślonym czasie, który najprawdopodobniej wydarzy się po godzinie 20:00,
możesz zacząć się przygotowywać do wyjścia, ale na spokojnie, a najlepiej to
umów się też z kimś innym na wszelki wypadek, gdybym jednak nie przyjechał”.
Przyjechał o 23:00, ale to nieistotne.
Inne przykłady:
3. Zapraszasz gości na kolację
Jak to Polka, kiedy zapraszam gości na kolację, to mam wszystko dobrze wyliczone
i przygotowane, aby każdy się najadł do syta, aby było pysznie i pięknie
(Postaw się!).
Nie trwało długo, zanim dowiedziałam się, że muszę porzucić myśli o
„idealnej kolacji” w polskim tego słowa rozumieniu, bo w Meksyku jest to
zupełnie niemożliwe. Gdy zapraszasz gości na kolację, szczególnie, gdy
mieszkasz w dużym domu, razem z 8 innymi osobami, niemożliwym jest, aby wszystko
poszło po twojej myśli. Albo (rzadko się to zdarza) nie przychodzi nikt, albo
przychodzi 10 osób więcej, „a bo koleżanka u nas była”, „wziąłem brata”, albo
jakiś inny gość się zasiedział i nie można było go przecież wyprosić. Nagle
piękna kolacja nastręcza mi gigantycznego stresu, bo „Jak ja im wszystkim dam
coś do zjedzenia?!”. Mój chłopak się ze mnie śmieje i mówi, żeby wyluzować,
ktoś idzie po piwo („un six de doce”), zbieramy krzesła z całego domu, każdy
wchodzi do kuchni i pyta „w czym pomóc”, wszyscy zaczynamy coś dorabiać, kroić,
siekać, potem siadamy do stołu i okazuje się, że Nie Ma Problemu. Nikt się na
mnie krzywo nie patrzy, że nie dostał kawałka ciasta, czy że nie spróbował
pierogów, wszyscy się dzielą wszystkim co jest, każdy dziękuje za przepyszne
jedzenie.
wyobrażenie |
rzeczywistość |
4. PLANUJESZ WYJAZD
Oh, to ciężki temat. Znam pary i przyjaźnie, które nie przetrwały testu
„jedziemy razem na wakacje”.
Wydaje nam się, że jeśli chcemy gdzieś wyjechać, szczególnie jeśli jest
to okres świąteczny, wakacyjny, gdzie WSZYSCY wyjeżdżają, musimy to zrobić
odpowiednio wcześnie. Zabukować bilety na samolot, hotel lub hostel, sprawdzić,
co można robić w danym miejscu, co można zwiedzić, itd.. Otóż nie, nie jest to
ani oczywiste, ani nawet konieczne. A przynajmniej jeśli mieszka się w Meksyku,
gdzie zawsze „jakoś to będzie”.
Bardzo dziwiło mnie, że Meksykanie gdy jadą w dalekie wojaże, np. Do
Europy, wydają jakieś horrendalne sumy pieniędzy. Wiadomo, że podróż po Europie
jest dla nich dużo droższa, niż ma to miejsce w drugą stronę, jednak sumy o
jakich się słyszy są zupełnie z kosmosu. Jest to właśnie kwestia kompletnego
braku planowania. Meksykanin nie sprawdzi czy np. dzień później lot będzie
tańszy, czy lepiej będzie dojechać gdzieś pociągiem, albo zmienić trasę, aby
zaoszczędzić. Coś, co Europejczyk wykonuje z zupełną logiką – sprawdzenie
hoteli, zrobienie listy miejsc do zwiedzenia, nie mówiąc nawet o miejscach,
gdzie zje i pójdzie na piwo – dla Meksykanina jest to czarna magia i strata
czasu. Skąd ma wiedzieć gdzie i kiedy będzie, a co dopiero, gdzie ma coś zjeść,
i jakie to ma w ogóle znaczenie?
Dlatego też wyjazdy z Meksykanami, to niezła szkoła życia dla osób,
które lubią mieć wszystko zaplanowane. I nie mówię tu o ekstremach, o zwykłych
ludziach, którzy lubią gdzieś pojechać w jakimś celu. Meksykanin zdecyduje się,
że pojedzie nad morze kilka dni przed weekendem. Dzień wcześniej, zorientuje
się, że przecież nie ma samochodu, więc będzie pisał i dzwonił po znajomych,
czy mu pożyczą swój. W końcu nikt mu nie pożyczy, więc wypożyczy samochód na te
dwa dni, a Ty będąc Europejczykiem nie będziesz rozumieć, jak to jest możliwe,
że był plan od kilku dni, a On dopiero ci mówi, że nie ma samochodu??
W końcu wyjazd dojdzie do skutku. Będzie jeszcze jedno wolne miejsce w
samochodzie, więc w ostatniej chwili podjedziecie po kolegę, który w ostatniej
chwili zgodził się pojechać, a czemu nie? Kolega oczywiście się spóźni, więc
nie wyjedziecie o planowanej 6am tylko o 9:00. Potem w gigantycznych korkach
okaże się, że nikt nie zna trasy, więc na szybko będziecie kombinować.
Dojedziecie kilka godzin później niż wasz meksykański kolega zapowiadał, bo 10
razy się zgubicie, a trasa okaże się dłuższa niż się zapowiadało. W końcu
dojedziecie na miejsce, ale nie wiadomo gdzie się zatrzymacie, bo meksykański
kolega mówił, że zna super miejsce, ale okazało się, że już jest pełne. No i tu
wszystko może się zdarzyć. Możecie skończyć przez przypadek w najfajniejszym
miejscu na świecie, albo w najgorszej ruderze. Możecie zobaczyć ważne miejsca
zabytki, ale może się zdarzyć, że się nie uda. Ale to nieistotne, bo nie o to
chodzi.
Co w takim razie jest istotne?
Dla Meksykanina nie jest istotny cel, tylko atmosfera, to co jest wokół.
Meksykanin, w przeciwieństwie do Europejczyka, nie przywiązuje uwagi do tego
czy coś odbyło się „na czas”, czy dojechał w „najlepsze miejsce jakie mógłby
dojechać” i zjadł „najlepszy obiad jaki można dostać w regionie”. Europejczyk
musi mieć świadomość i zrobić taki research, że będzie pewnien iż zastrzymał
się w najlepszym i najtańszym hotelu, wybrał najlepsze knajpy i zjadł najlepsze
co miasto miało do zaoferowania. Że zobaczył wszystko, co było do zobaczenia,
więc ostatecznie Poznał i Doświadczył w pełni. Jeśli nie, to jest zirytowany,
uważa, że stracił czas i nie daj boże, wydał niepotrzebnie pieniądze.
Meksykanin zaś, nie jest zainteresowany zobaczeniem wszystkiego „co
trzeba”, a spędzeniem czasu w najlepszy możliwy sposób. Jeśli Meksykanin obudzi
się danego dnia i stwierdzi, że chce leżeć cały dzień na plaży, bo ma kaca i
nie ma ochoty iść i zwiedzać piramid, to nie pójdzie. I jeśli dzień wcześniej
miał ochotę imprezować do rana, to to zrobi, bez znaczenia, że ma wykupioną
wycieczkę o 8:00. Nigdy z resztą tej wycieczki nie wykupi (chyba, że pod presją
grupy Europejczyków, z którymi podróżuje). Meksykanin nie wie jak się będzie
czuł i na co będzie miał ochotę za 3 dni, więc czemu ma w ogóle o tym myśleć?!
„Go with the flow”, „ahi vemos”, to chyba najlepsze określenia. Dla
Meksykanina najważniejsze jest pozytywne spędzenie czasu w gronie znajomych, w którym
to nikt nie będzie na nic naciskał. Możemy zrobić wszystko, albo nic. Udana
wycieczka, nie zależy od tego gdzie jedziemy i co zobaczymy, tak samo jak udana
kolacja nie zależy od tego co zjemy i czy starczy dla wszystkich. Ważne jest to
z kim jesteśmy i co ta osoba nam daje od siebie, jak wspólnie budujemy swój
czas i czego wspólnie doświadczamy.
Jest to z pewnością związane z determinizmem
społeczno-historyczno-politycznym, czyli mówiąc prościej, jestem maluczki wobec
wszystkiego tego, co się może zdarzyć, a na co nie mam wpływu, lepiej więc nie
będę od tego uzależniał mojego szczęścia. Europejczyk, wychowany w Europie,
gdzie przyjazd pociągu jest odmierzany, co do sekundy (a przynajmniej, co do
minuty), gdzie z łatwością może sprawdzić w przewodniku, a teraz we
wszechobecnym internecie, w jakich godzinach otwierają się muzea, ile kosztują
bilety, jak gdzie dojechać; nie jest przyzwyczajony, że jego racjonalne
podejście do życia, gdzie On decyduje i jest Panem swojego losu; w Meksyku po
prostu nie działa. Meksykanin wie, że nawet jak coś zaplanuje, to i tak jest
Tyle rzeczy, które mogą się po drodze zdarzyć, zniweczyć plany, doprowadzić
człowieka do złości i frustracji, że lepiej po prostu żyć, brać, co jest i
cieszyć się tym, co ma. Nie ważne czy będzie to radość z wierzchołka Piramidy
Słońca, plaży w Oaxace czy marnego hostelu w Tuxtla (było słabo). To nieistotne
czy wyjdzie od ciebie z domu głodny, przecież może skoczyć jeszcze na tacos. To
nieistotne czy stał w korku 3h, przecież opowiedziałeś mu tyle fajnych rzeczy.
To nieistotne, że padało i zamknęli mu wjazd na wodospady, przecież odkrył
super miejsce po drodze.
Dzięki temu i przez to właśnie, w Meksyku Wszystko się może zdarzyć.
Największa niespodzianka przeplata się z najgorszą tragedią. Niezapomniany
wyjazd jest równie prawdopodobny jak masakryczne rozczarowanie.
Czyli jak w życiu, a koniec końców nauczyłam się cieszyć chwilą i na nic nie nastawiać. Chyba dzięki temu jestem trochę szczęśliwsza.
jak fajnie piszesz! .. świetnie się czyta .. bardzo ciekawe spostrzeżenia ... improwizacja w podróży to specjał nie tylko meksykański ale ogólnie latynoski ... fajnie to obserwować jak dwie kultury się tak ze sobą mieszają nawet w jednej osobie już w Stanach ale wychowanej w jeszcze daleko na południu :^)
OdpowiedzUsuńDziękuję! Prawda, nie jest to jedynie meksykańska przypadłość, wiele narodowości tak ma i pewnie wiele krajów Ameryki Łacińskiej tak funkcjonuje. Ja mam póki co meksykańskie doświadczenia:). Jestem ciekawa jak to się odbywa u Meksykanów w USA, ale już widzę, że są oni jednak trochę inni niż Ci z Meksyku. Będę podglądać:)
Usuńtak to temat woda .. w Teksasie czy Kalifornii ale także w Arizonie, Kolorado, Nowym Meksyku czy Newadzie te dwie kluture się tak teraz niesamowice mieszają a w Kalifornii jeszcze Azjatyckie ..
Usuńpozdrawiam bardzo ciepło :^)
Powiem tyle, to ich "Ahi vemos" od prawie czternastu lat doprowadza mnie do szału...
OdpowiedzUsuńhaha, bo trzeba właśnie rozszyfrować, że "ahi vemos" oznacza uprzejme powiedzenie "to nigdy nie nastąpi". Ale Meksykanin nie umie po prostu powiedzieć "nie" bo jest to wg. jakichś dziwnych zasad nieuprzejme.
Usuń