Zaczęliśmy od ciężkiej pobudki o godzinie 5.00 rano, ale potem było już
coraz lepiej. Mieszkając pod jednym dachem z wulkanologiem – Zackiem (z
Belgii), musieliśmy stawić czoła wyzwaniu i ochoczo zgodziliśmy się na wspólną niedzielną
wspinaczkę na Nevado de Toluca. Ponieważ znajduje się on w Estado de México, niedaleko
Toluki, musieliśmy wyjechać dość wcześnie, żeby zdążyć dojechać, wspiąć się i
zejść przed zachodem. W Meksyku jest ok. 126 wulkanów i stref wulkanicznych, a
Nevado de Toluca, czy też oryginalnie nazwany Xinantécatl, czyli nagi
człowiek, jest jednym z nich. Ponieważ był jeszcze styczeń, a szczyt wulkanu to
nie przelewki, bo sięga 4680 mnpm, z niecierpliwością czekaliśmy, żeby
zobaczyć wreszcie śnieg. Pierwszy raz od dwóch lat założyłam rajstopy pod
spodnie, opatuliliśmy się w bluzy, kurtki, kamizelki, czapki, rękawiczki i
wszystko co zimowe, kawa w dłoń i ahoj!
Wspiąć się na wysokość 4680 m może brzmieć dość hardcorowo. Dlatego,
żeby uprzedzić komentarze osób, które zbyt dobrze mnie znają, spoko, nie
wchodziliśmy od 0 do szczytuJ. Sam Meksyk leży na wysokości 2240 mnpm, na Nevado podjeżdża się
samochodem. Co bardziej leniwi i grubasy wjeżdżają nawet na samą górę, co by
się nie namęczyć za bardzo. My dzielnie podchodziliśmy z buta! Spośród wulkanów
i gór Meksyku, ta jest podobno jedną z łatwiejszych. Jak na początek wystarczy.
Celem było wejście i rozłożenie pikniku na szczycie, czyli w samym kraterze.
Start był szybki i rześki, bo co to jest podejść pod górę! Słońce
grzało, zero chmur, piękny krajobraz, żyć nie umierać! Szybko jednak
rzeczywistość zweryfikowała naszą kondycję i prawda dała się we znaki. Na
wysokości ponad 4 tys metrów i przy nawet średnim wysiłku, serce wali jak
szalone, w powietrzu jest mniej tlenu, ciężko złapać oddech, niby wszystko
działa, ale jakoś tak na wszystko potrzeba dużo więcej energii. Szybko
zrezygnowaliśmy z rozmów i każdy skupiony na sobie, nie tracąc zbędnie siły na
pogaduchy, wspinał się swoim tempem.
Okazało się, że mimo zimy, śniegu nie zaznaliśmy. Gdzieś na szczytach
były jakieś pozostałości z poprzednich dni, ale takie to żadna frajda. Nie było
więc bałwana, nie było bitwy na śnieżki, nie było orła. Ale był krater i to
zrekompensowało niespełnione zimowe oczekiwania. Widok niesamowity. Ostre
powietrze, silny wiatr, przestrzeń i cisza. Patrzysz na to wszystko i jedyne co
myślisz to ‘o, kurwa, stoję nad kraterem wulkanu’. Nagle starasz się przypomnieć
sobie lekcje geografii i zdajesz sobie sprawę, że nie masz pojęcia jak to
wszystko działa, skąd się biorą wulkany, lawa, pyły, jak to było? To co w
szkole było abstrakcją i wydawało się mało przydatne, nagle rozbudza ciekawość
i chcesz wiedzieć wszystko! Widzisz na własne oczy i chcesz się dowiedzieć skąd? Jak? Dlaczego? Zaczęliśmy zalewać Zacka
pytaniami, bo chyba wszyscy poczuliśmy nagły przypływ energii i pragnienie
wiedzy. To naprawdę niesamowite, mieć nagle do czynienia z czymś co nigdy w
życiu cię nie zainteresowało, nad czym się nie zastanawiałeś i co wydawało się
zbędne. Nagle czujesz się jak dziecko, które z zafascynowaniem przygląda się
każdemu szczegółowi i zadaje masę banalnych pytań. Ale którędy to się wylewa? Z czego jest lawa?
Jak bardzo jest gorąca? A jak daleko może dopłynąć? Z jaką prędkością płynie? Skąd
wiadomo kiedy wybucha wulkan? A ten wulkan może jeszcze wybuchnąć?
Dowiedziawszy się, że ostatnia zanotowana erupcja miała miejsce w 1330
roku, pewnym krokiem i z dziecięcym entuzjazmem ruszyliśmy przez pyły i żwiry do
Laguna del Sol, oczka wodnego, które utworzyło się w kraterze.
Rozłożyliśmy
piknikowy kocyk, wyjęliśmy wałówkę i pełni szczęścia, zmęczeni, głodni i
zafascynowani zjedliśmy niedzielny obiad w słońcu, w kraterze wulkanu, na
wysokości 4680 m.
|
oznaki zimy |
|
wpinaczka i bezchmurne niebo |
|
w połowie drogi, widoczek |
|
Oxi rzecz jasna też z nami była! No i wymiękała |
|
krater |
|
schodzimy |
|
albo się ześlizgujemy |
|
i piknikujemy |
|
i śpimy |
|
1 minuta po przebudzeniu, jeszcze z suwakiem odciśniętym na twarzy |
|
|
i adiós, fajnie było |
bardzo fajnie się czytało .. i fajna Twoja grupa
OdpowiedzUsuńw tym roku już nie dam rady ale mam nadzieję, że może za rok albo za dwa uda mi się wybrać na taką wyprawę jak ta tutaj .. Pico de Orizaba był by pięknym osiągnięciem :^)
https://www.rmiguides.com/mexico-volcanoes/