Ten wpis, oraz po części także blog, chciałabym zadedykować aksolotlom. Za ich ciężki żywot, za kawał brudnej roboty i za wszelkie zło świata tego, które dzielnie od wieków pochłaniacie (nie mówiąc już o brudach Xochimilco, ¡ qu é asco! ). Tyle słowem wstępu. Ale o co chodzi? Okazuje się, że aksolotl to nie tylko fascynujący bohater z opowiadania pewnego słynnego Argentyńczyka. Nie tylko słodkie, różowe i tajemnicze stworzonko, które można hodować w domowym akwarium (tzn. generalnie nie można, ale…). Nie tylko zagadkowa płazo-ryba (?), na której eksperymentują naukowcy, badając jej wyjątkowe zdolności regeneracji. Nie tylko istota, która może całe życie pozostać w stadium larwy (tej różowej, teenage for ever!) i tak też się rozmnażać. Może nigdy nie dojść do wieku dorosłości, kiedy to przeistacza się w obleśnego, chropowatego, czarnego potwora. No właśnie, jakby tego im było mało, aksolotle są jeszcze mocno naładowane całą gamą mitów i symboli. Okazuje się, że ta m...
Komentarze
Prześlij komentarz