Źle się dzieje w państwie meksykańskim cz. 1
Zwlekałam.
I chyba za długo. Ten tekst miał się pojawić na początku października, ale
wtedy byłby zupełnie inny niż jest teraz i pewnie też inny niż by był jutro.
Ilość wątków, informacji, skandali, rośnie z dnia na dzień i toczy się jak
ta kula śniegowa. Zwlekałam, bo czekałam na wyjaśnienia, na komentarze i na
odpowiedzi. Nigdy nie przyszły, jest coraz trudniej, wszystko się komplikuje i
miesza, niepokój narasta. Dziś mijają równo 2 miesiące od wydarzenia, które
miejmy nadzieję odmieni Meksyk.
No
to od początku.
26.09.2014
–studenci, jadą autokarem na manifestację przeciwko polityce rządu burmistrza.
Żona burmistrza, która tego dnia przyjmowała ważnych gości, wysyła policjantów,
aby zatrzymali autokar i „rozprawili się“ ze studentami. Policjanci zatrzymują
autokar, zaczynają strzelać, na miejscu ginie 6 osób, 43 studentów zostaje
zatrzymanych i wywiezionych. Do tej pory nie wiadomo, co się z nimi stało.
Kim
są studenci z Ayotzinapa?
Ayotzinapa
w stanie Guerrero, to małe miasteczko, w którym została założona wiejska szkoła
ESCUELA NORMAL RURAL "RAUL ISIDRO BURGOS", w której kształcą
się przyszli nauczyciele. Osoby, które skończą tę szkołę, będą wysyłane do
różnych wiosek w całym stanie, aby uczyć najbiedniejsze dzieci, nie mające
pieniędzy ani dostępu do szkół państwowych. Należy wspomnieć, że stan Guerrero
jest jednym z najbiedniejszych i najbardziej niebezpiecznych stanów
Meksyku, gdzie gangi narkotykowe stanowią i egzekwują swoje prawa, a władza
jest skorumpowana i mocno połączona z gangami na najwyższych szczeblach
(żona burmistrza jest siostrą szefa mafii Guerreros Unidos). W miejscach jak to,
często ludzie mają jedynie dwa wyjścia: przyłączyć się do gangów lub uprawiać
marihuanę, o inną pracę trudno. Studenci kształcący się w Escuela Normal, tzw.
„Normaliści“, wybrali drogę edukacji i rozwoju, która w Meksyku nie zawsze jest
tak oczywista i prosta do realizowania. Dla władzy zawsze byli problemem, bo
manifestują, bo się buntują, bo otwarcie mówią o problemach, o których mówić
nie można. Z tego też powodu, uprzedzając nadchodzący „problem“, władza
postanowiła zamieść go pod dywan (jak to z resztą robiła nie raz). Nikt
się nie spodziewał, że tym razem poziom bezkarności i bezczelności przekroczył
już wszelkie granice.
Kolejne
dni...
Odnalezione
ciało jednego ze studentów, który został ranny podczas zatrzymania autokaru.
UWAGA, opis drastyczny. Ma wydłubane oczy, zdartą skórę z twarzy, został
spalony żywcem.
Odnaleziono
masowe groby w Iguala. Władze informują, że są to ciała studentów, którzy padli
ofiarą wojny gangów narkotykowych. Od początku władza utrzymuje, że studenci
byli częścią gangu lub zostali porwali przez Guerreros Unidos. Władza umywa
ręce i chce jak najszybciej zamknąć sprawę.
Sprawa
nabiera rozgłosu, rodzice studentów zaczynają zabierać głos w debacie, pomagają
im różne organizacje pozarządowe, pomoc zaoferowali antropologowie-specjaliści
z Argentyny, którzy zbadali ciała odnalezione w Iguala, żadne z nich
nie należy do porwanych studentów (Do kogo więc należą ciała??). Od tej pory
rodzice deklarują, że nie spoczną dopóki nie znajdą swoich dzieci, a wierzyć
będą tylko argentyńskim specjalistom.
Meksyk
zaczyna wrzeć, brak informacji, sprzeczne informacje, brak rekacji i żadnych
deklaracji ze strony rządu. Burmistrz Iguala wraz z żoną uciekli, nikt nie
wie gdzie się ukrywają. Nikt nie wie co się stało ze studentami.
Rozpoczynają
się marsze, ludzie są oburzeni brakiem reakcji Prezydenta, prasa zagraniczna
zaczyna pisać o całym zajściu, powoli upada wizerunek Mekyku jako nowoczesnego
i demokratycznego kraju, który starano się promować przez ostatnie 2 lata
prezydentury Enrique Peña Nieto.
Pierwsze
i zasadnicze pytanie jakie ciśnie się na usta wszstkich - Dlaczego? Dlaczego
zaczęto strzelać do studentów? Dlaczego ich porwano? Dlaczego policja
przekazała ich w ręce gangu?
Dlaczego...dlatego,
że może. Dlatego, że nie jest to pierwszy i nie będzie ostatni raz, kiedy
burmistrz, gubernator, czy jakikolwiek inny urzędnik państwowy bezkarnie
nadużywa władzy. Niestety, w tym przypadku przelała się czara goryczy, tu
właśnie był kres i tak za daleko postawionej granicy. Chyba nie ma co
rozstrząsać i szukać głębszego sensu. Porwali (nie chce powiedzieć zabili,
chociaż jest to najbardziej prawdopodobny scenariusz) bo mogli, bo są u władzy,
bo oni ją stanowią i mogą robić, co chcą. Bo nie można było zakłócić pięknego
bankietu, bo nie można pozwolić, by jacyś biedni studenci manifestowali i
domagali się swoich nieistniejących praw.
Aby
zrozumieć, co się dzieje obecnie w Meksyku, trzeba poruszyć wiele wątków.
Przede wszystkim wątek władzy, polityki, bezkarności i korupcji. Bo tu się
wszystko zaczyna i stąd wychodzą kolejne degeneracje. Meksykańskie
społeczeństwo, choć teoretycznie demokratyczne, teoretycznie wolne, przechodzi
właśnie jeden z największych kryzysów ostatnich lat. Przynajmniej mam taką
nadzieję, bo myślę, że nie ma innego sposobu na rzeczywistą zmianę.
To
be continued…
Komentarze
Prześlij komentarz