Rozpoczynam cykl Halloween vs. Día de los Muertos. Czyli
Stany kontra Meksyk, komercja kontra tradycja.
Już od początków października ulice,
sklepy, wystawy, stragany, zalewają się czaszkami, kościotrupami, dyniami,
kośćmi, przebraniami, perukami i wszelkiego rodzaju gadżetami z okazji dnia
zmarłych i halloween. Czasem trudno nawet stwierdzić co jest na którą okazję.
Jeśli spytać przeciętnego Meksykanina o halloween, to parsknie śmiechem i
powie, że to marna gringowska zabawa,
tandeta, komercja, gringos nie mają
kultury, skąd niby to święto itd. Nie to co Meksyk! My mamy swój Día
de los Muertos! Tradycja, kultura, od wieków pielęgnowana i wspaniale
celebrowana. I racja, Día de los Muertos to z pewnością
najpiękniejsze, najciekawsze i najbardziej wyjątkowe święto w Meksyku. Bez
wątpienia moje ulubione. W domach, a nawet w firmach, sklepach i miejscach
publicznych; stawia się ofrendas,
czyli ołtarzyki poświęcone zmarłym. Na takim ołtarzyku stoi zdjęcie zmarłego, a
wokół rozsypane są słodycze, kwiaty, jedzenie i picie (jego ulubione!), a także
różne przedmioty, które kiedyś do niego należały. Kiedy mieszkałam w Ciudad del
Carmen (na południu Meksyku) dosłownie w każdym domu i prawie każdym sklepie
były ustawione ofrendas. Były naprawdę
piękne, kolorowe i wprowadzały jakąś mistyczną i duchową atmosferę. Do tego
zapach świec, specjalne ciasta (pan de
muertos) i kościotrupie dekoracje. Cudowne!
Co innego Halloween. Zaproszenia na
pre-halloween, halloween, mega halloween, after-halloween itd. itd. napływają. W
zeszłym roku imprezy halloweenowe odbywały się praktycznie od połowy
października do połowy listopada. I tu jest właśnie różnica. Halloween jest
imprezą, jedną, dwoma, bądź czterema jeśli ktoś ma wenę na taką ilość strojów.
Halloween to przebranie, chodzenie po domach za słodyczami (praktykuje się bardzo!),
duchy i czachy. Ale wszystko kolorowe i wesołe, na niby. Ni to straszne, ni to
śmieszne, a w zasadzie to takie dopracowane, ładne i uśmiechnięte, czyli very gringo-style.
Oczywiście, lubią-nie lubią, prawie wszyscy na te imprezy chodzą (następny wpis
zadedykowany będzie najbardziej wypasionej imprezie halloweenowej ever! Uwaga!).
Mamy właśnie sezon tuż-przed, więc przygotowania idą pełną parą. Stroje
halloweenowe sprzedają się jak świeże bułeczki, wszelkie świeczki, maski,
czaszki tak samo. W Walmarcie już od dawna jest wysyp halloweenowych kubków,
talerzyków, obrazków, dekoracji itd. I niektóre są naprawdę genialne. Nie mogłam
się oprzeć i kupiłam sobie fioletowy kieliszek na kościotrupiej ręce. Tego typu
bajery. I jak tu nie konsumować?
|
mój kieliszek! |
|
Jeżeli masz dziecko, siostrzyczkę, braciszka, siostrzeńca, kuzynkę...i trochę fantazji, w sam raz!;) |
|
i koniecznie Virgencita z Judaszkiem |
|
Pan de muertos czyli słodkie bułeczki, dodatek do gorącej czekolady, i like! |
|
Do wyboru do koloru, najgorsze słodkości świata (nie lubię meksykańskich słodyczy, ale fajnie wyglądają) |
Komentarze
Prześlij komentarz