Sam sobie nie nalejesz


Bo zrobi to za ciebie pracownik stacji benzynowej. Żeby zatankować samochód, nie musisz z niego wcale wychodzić. Podjeżdżasz na właściwe miejsce, mówisz panu ile, lub za ile, płacisz i do widzenia. Takie proste. Dlatego też, każdy pracownik musi zrobić wszystko, aby cię skusić, żebyś to właśnie u niego się zatankował! Macha do ciebie chorągiewką, krzyczy, woła, gwiżdże, czasem nawet zaśpiewa. Musi zwabić klienta, a konkurencja jest duża!


Panowie naganiacze czekają na okazję

Pan naganiacz z wdziękiem zaprasza do siebie

Trzeba tylko uważać. Zasze jak podjeżdżasz na stację, patrz czy licznik jest wyzerowany, bo oszukują na potęgę! Trzeba też wiedzieć na jakiej stacji tankować, bo często jest tak, że licznik benzynowy swoje, a samochodowy swoje (po zatankowaniu ledwo drgnie). No i uwaga, bo stacja wcale nie jest bezpiecznym miejscem (nawet jeśli ma pseudo-kamery). Raz, podczas podróży, nieopatrznie wyszliśmy wszyscy z samochodu zostawiając 500 pesos (=125zł) luzem w samochodzie. Po zatankowaniu pieniędzy oczywiście nie było. To tak ku przestrodze. Gdzie tylko mogą, gdzie odwrócisz uwagę, gdzie będziesz nieostrożny, bah! Nie ważne czy lump, czy pracownik, czy nawet policjant, niestety takie życie.

Komentarze

  1. hahaha! to ten, który najsprytniej wymachuje tą flagą, to też najbardziej cwany w kradzieżach :P Bym stosowała selekcję benzyniarzy przeciwną do zachęty

    OdpowiedzUsuń
  2. tak to pewnie działa! a potem zostaje pracownikiem miesiąca;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Ciężkie życie aksolotla

O znajomościach, przyjaźniach i rodzinie w Meksyku

Prawo jazdy z supermarketu